2 research outputs found
Potrzeba spójnego systemu pomocy dyslektycznemu dziecku i jego rodzinie
"Patrzę w tekst i widzę jedno słowo na pięć. Często źle je odczytuję, potem i lak tego słowa nie pamiętam.
Ostatnią lekturą, jaką przeczytałem, to był chyba Marcin Kozera, ale i tak niewiele z niej wiedziałem. To
znaczy tyle, ile ktoś tam mi opowiedział. Do tej pory śni mi się, że piszę dyktanda. Nie piszę listów, kartek
z wakacji też nie wysyłam. To, co najbardziej pamiętam z dzieciństwa, to nieposłuszne litery. Tak je sobie nazwałem
i cały czas myślałem, co zrobić, żeby były posłuszne. Wymyśliłem, że będę dorysowywał im ogonki - coś
jakby smycz. Trochę dziwnie to wyglądało, jakieś pętelki, a między nimi litery. A le ja byłem zadowolony. Moja
radość trwała zaledwie dwie strony. Potem nauczycielka „dorwała” zeszyt. Całej klasie pokazywała, wszyscy się
śmiali, ja nie potrafiłem odczytać, co napisałem. Wstyd i łzy, pamiętam to do dziś. Potem to były już tylko czerwone
od błędów zeszyty, albo po prostu „nieczytelne”. Uratował mnie ten „papier” od pani. Zresztą w liceum dało
się wytrzymać. Czasem tylko mówili mi, że nie zdam matury. Jak napisałem polski na dobry, to bardziej się
dziwiłem, niż cieszyłem. Teraz też częściej się dziwię, jak coś nieźle napiszę, niż cieszę...
To fragment wypowiedzi Mariusza, studenta II roku politechniki, u którego
w V klasie stwierdzono dysleksję rozwojową i określono ją jako specyficzną trudność
w pisaniu i czytaniu. Dalej przedstawiony zostanie jeszcze jeden przykład
podobnych trudności. Jest to tekst napisany przez Bartka, ucznia IV klasy. Na
uwagę zasługują w nim zarówno błędy - ich rodzaje i liczba, jak też poziom graficzny
pisma."(...